Sylwia Chutnik

Z rodziną dobrze na zdjęciu – a w filmie?

Od małego uczymy się o podstawowej komórce społecznej, którą należy szanować i akceptować. Niezależnie od kontaktów i wzajemnych sympatii uśmiechamy się krzywo w czasie świąt i cmokamy na imieniny. A potem rozprawiamy wśród znajomych o toksycznych rodzicach, wścibskiej ciotce czy namolnym wujaszku. Twórcy i twórczynie również nie dają złudzeń: rodzina to sekta, której głównym celem jest stłamszenie naszej indywidualności i podcięcie skrzydeł.
W literaturze albo powraca się do wzorca Dulskiej – gdzie brudy pierzemy w czterech ścianach albo pisze o przemocy psychicznej i fizycznej. Za każdym razem podkreśla się zakłamanie, fasadowość i dbanie o „dobry PR” rodziny wobec sąsiadów lub dalszych krewnych. Wychodzi na to, że najbliżsi to główny katalizator nieszczęść, z których należy się zwierzać na kozetce u psychoanalityka. Chyba już lepiej temat rodziny pomijać skupiając się na indywidualizmie postaci, czy jak we współczesnej fotografii reporterskiej: chwytać tragizm utraty (wystarczy spojrzeć na ostatnie prace nagrodzone w World Press Photo). A jaki portret najbliższych kreślą filmy na tegorocznym festiwalu Millennium Docs Against Gravity?

Możemy w nich uchwycić to, o czym dyskutuje się zarówno w domu, jak i w debatach o zmianach w kulturze. Jest więc mowa o redefiniowaniu ról społecznych, samej rodziny i tego, co ona dla nas znaczy oraz o coraz większej indywidualizacji i odchodzeniu od wspólnotowości. A jeśli nawet możemy o niej mówić, to jest ona wirtualna: jej ślady odnajdziemy bardziej na portalach społecznościowych niż przy świątecznym stole. Jak mówi profesor Zygmunt Bauman w filmie Szwedzka teoria miłości żyjemy w pokoleniu online i offline. Jeśli chcemy mieć kontakt z drugim człowiekiem możemy wybierać między ekranem i kliknięciem „lubię to” a wyjściem do klubu i rozmową bezpośrednią. W obu przypadkach równorzędnie wypełniamy swoją potrzebę interakcji i coraz częściej dotyczy to również czasu, który poświęcamy na te rodzaje komunikacji. Prowadzić to może do pogłębiającej się alienacji, która dotyczyć może obszarów dotychczas bezdyskusyjnych, na przykład kwestii reprodukcji. Powiedzenie „do tanga trzeba dwojga” już niedługo może okazać się przestarzałe. Na przykładzie Szwecji obserwujemy, że wyedukowane i niezależne finansowo kobiety coraz częściej decydują się na urodzenie dzieci dzięki dawcy spermy. Nie chcą wiązać się z mężczyznami i świadomie wybierają model „niepełnej rodziny”, który jeszcze kilka dekad wcześniej kojarzył się z klęską: miłości, odpowiedzialności i wychowania dziecka. Zamożne kobiety zamawiają przez internet spermę, którą dowożą im do domu, gdzie mogą ją sobie same zaaplikować. „Zakładanie rodziny” nigdy nie było tak proste. Rodzi się jednak pytanie o rolę mężczyzny. Kiedy pod koniec lat 70. ubiegłego wieku środowiska liberalne ogłosiły manifest o nowej, ulepszonej wersji szwedzkiej miłości, dyskutowano o tym, czy rodzina ma składać się z indywidualnych istot niezależnych od siebie. Ich relacje i kontakty miałyby być efektem zaufania i miłości a nie podległości: kulturowej, finansowej czy pokoleniowej. Czterdzieści lat po wydaniu manifestu w formie książki około połowa Szwedów żyje samotnie. A raczej: samodzielnie. Widać więc, że samo pojęcie „rodzina” domaga się weryfikacji. Bo czy anonimowy dawca spermy jest ojcem? Czy w ogóle ojciec jest pożądany i oczekiwany?

Nieco inaczej jest w filmie Rodzinne tajemnice, gdzie narrator próbuje rozsupłać sekret dotyczący babci, który zadręczał jego ojca i sprawiał, że cała rodzina żyła w napięciu niewypowiedzianego. Wysłuchując poszczególnych bohaterów dramatu autor stara się stworzyć w miarę uniwersalną historię, która wreszcie zespoliłaby jego bliskich. Wydaje się to jednak niemożliwe, bo jak mówi jedna z osób: „Nie ma czegoś takiego jak prawdziwa prawda – ona jest zawsze subiektywna”. Każdy ma swoją rację i motywy postępowania. Z biegiem czasu prawda się wykrzywia, obrasta w nowe fakty i ich interpretacje. Rodzina nie może być uzdrowiona, ale jej członkowie nadal ze sobą rozmawiają. Jakby na przekór decyzjom, które zapadły wiele lat wcześniej.

Pokoleniowość jest tu ważnym wątkiem. Jak pokazuje kolejny film, W łonie matki niesiemy w sobie tysiące lat ludzkości. Niesiemy też i nasze rodziny: ich doświadczenia, traumy i strach. Wpływ najbliższych ma już miejsce prenatalnie, gdzie to, co odczuwamy determinuje dorosłe życie. Ma wpływ na podejmowane decyzje i postrzeganie świata. Stres z wczesnych lat życia wpływa na to, jak radzimy sobie z własnymi emocjami w przyszłości. Jest to oczywiście nawiązanie do psychoanalitycznych teorii dotyczących dziedziczenia pokoleń oraz tego, jak niepokój wpływa na nasze ciało. W filmie odnajdziemy również historię dzieciństwa i zmiany w postrzeganiu dzieci. Ich bycie w dorosłym świecie jest przykładem konstruktu kulturowego a nie biologii, chociaż film zdaje się opierać właśnie na tych dwóch koncepcjach: fizycznego dziedziczenia i socjalizacji.

I właśnie wpływ otoczenia na jednostkę to temat kolejnego filmu dokumentalnego: Don Juan. Widzimy w nim pragnienia, aby najbliżsi byli tacy, jak inni – „normalni”. Główny bohater to dwudziestodwulatek z autyzmem, którego matka prowadza do różnego rodzaju specjalistów, aby „zrobili z niego człowieka”. On sam stara się spełnić oczekiwania mamy, ale nie do końca wie, w jaki sposób miałby się zmienić. Równoległymi bohaterkami wydają się matka (zostawiona przez męża) i babcia (wiecznie kłócąca się z córką). Neuroza, kryzys, płacz i szloch. W tym wszystkim wrażliwy chłopiec, któremu każdy mówi: „będziesz normalny, musisz się tylko tego nauczyć”. Czy jego ewentualna przemiana uzdrowi rodzinę? Czy nie jest przypadkiem tak, że praca ta musi być wykonana przez wszystkich członków? Pokazują to dwa ostatnie filmy: Olmo i mewa oraz Prawo Kimberley Motley.
We wszystkich tytułach pojawia się pytanie o nowe widzenie rodzinnych relacji. Mimo zmian w ich postrzeganiu nadal odnaleźć można potrzebę kontaktu z najbliższymi. Nawet, jeśli są to bolesne i trudne historie.

Sylwia Chutnik – doktorantka Instytutu Kultury Polskiej UW i absolwentka Gender Studies na UW. Członkini Związku Literatów Polskich. Pisarka i felietonistka (m.in. ,,Polityki” i „Pani”). Współpracowniczka TVP Kultura. Laureatka Paszportu Polityki w dziedzinie literatura. Trzykrotnie nominowana do nagrody Nike.